Do źródeł Sanu
OSIEMNASTKA W GÓRACH – CZĘŚĆ 1
Nasz najstarszy syn we wrześniu stał się pełnoletni.
Długo zastanawialiśmy się, jak uczcić ten fakt i jaki prezent mu z tej okazji sprawić. Byliśmy już bliscy zakupu laptopa, ale dotarło do nas, że laptopów w swoim życiu będzie miała zapewne jeszcze kilka. O ile nie kilkanaście. A chcieliśmy, aby nasz prezent był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, szyty na miarę; zatem pomysły z komputerem odpadał. Wtedy przypomnieliśmy sobie pewną niezrealizowaną wakacyjną wyprawę. Gdy niedoszła do skutku, nasz osiemnastolatek opuszczał Bieszczady bardzo rozczarowany…
W ten oto sposób, w pewien wrześniowy piątek wylądowałam razem z naszym dorosłym synem w Wetlinie. Plan na sobotę był prosty – dotrzeć do źródeł Sanu.
Wyruszamy do źródeł Sanu
Nie zraziło nas zachmurzone sobotnie niebo, zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na położony na obrzeżach Bieszczadzkiego Parku Narodowego (BdPN) parking, znajdujący się w miejscu nieistniejącej już dziś wsi Bukowiec. Z Wetliny do Mucznego dojechaliśmy bez problemu, potem było coraz bardziej wąsko, aż w końcu skończył się asfalt. Wyboistą, szutrową drogą zagłębialiśmy się w Bieszczadzki Worek, aż dotarliśmy najpierw do leśniczówki Sokoliki, a potem do Bukowca. Na próżno szukać by tutaj dawnej potaszni (manufaktury wytwarzającej półprodukt – potaż – stosowany do produkcji mydła, szkła, bielenia tkanin). Nie ma już też młynu wodnego, folwarku „Beczkarnia” czy cerkwi Objawienia Pańskiego.
* Rysunek z tablicy informacyjo-edukacyjnej na ścieżce przyrodniczo-historycznej „W dolinie górnego Sanu”
W czerwcu 1946 r. mieszkańcy wioski zostali wysiedleni na radziecka stronę granicy, a zabudowania spalone. Dziś stoi tu tylko punkt kasowy BdPN, spod którego wyruszyliśmy niebieskim szlakiem na ścieżkę przyrodniczo-historyczną „W dolinie górnego Sanu”.
Trasa nie była mecząca, raczej spacerowa, a jej jedyna trudność polegała na dosyć długim dystansie do pokonania (ponad 20 km). Szliśmy pomiędzy łagodnym zboczami Kiczery Beniowskiej (861 m n.p.m.), Szczołbu (819 m n.p.m.) i Wierszoka (Вершок, 851 m n.p.m.), wzdłuż Sanu wijącego się pomiędzy biało-czerwonymi i niebiesko-żółtymi słupkami granicznymi.
Od czasu do czasu natykaliśmy się na kamienne cokoły i poczerniałe, żeliwne krzyże – milczące pamiątki po dawnych mieszkańcach tych okolic.
Beniowa – nieistniejąca wioska na drodze do źródeł Sanu
Zbliżając się do kolejnej nieistniejącej wsi – Beniowej, usłyszeliśmy gwar, a pomiędzy drzewami dostrzegliśmy sylwetki pracujących kobiet. Poczuliśmy się, jakby przeniesieni w czasie… Czyżbyśmy mieli zaraz usłyszeć przygraniczną mieszaninę polskiego, rusińskiego i jidisz? Odgłos piły mechanicznej i wiedzione (jednak tylko po polsku) pogawędki pracujących dysonowały z ciszą starego cmentarza, który założony został przy spalonej po wysiedleniach cerkwi p.w. św. Michała Archanioła. Okazało się, że natrafiliśmy na prace renowacyjne na beniowskim cerkwisku.
Od lat 90-tych XX w. podejmowane są inicjatywy zachowania kamiennych śladów przeszłości tych ziem. Dzięki pracom wolontariuszy Nadsania na cmentarzu można oglądać odrestaurowaną, kamienną podstawę chrzcielnicy ze znakiem ryby, która dziś jest symbolem Beniowej.
Również Magurycz ma swój udział w renowacji beniowskich krzyży.
Wypatrzyliśmy jeszcze słynną 200-stu letnią, beniowską lipę i ruszyliśmy dalej w stronę Sianek.
* Rysunek z tablicy informacyjo-edukacyjnej na ścieżce przyrodniczo-historycznej „W dolinie górnego Sanu”
Minęliśmy miejsce, gdzie niegdyś funkcjonował schron nad Negrylowem i przed odbiciem szlaku na Sianki zrobiliśmy sobie krótki przystanek w wiacie turystycznej.
Ruiny dworu Stoińskich, Grób Hrabiny i bieszczadzkie love story
Po drugim śniadaniu dotarliśmy do ruin dworu Stroińskich, a w zasadzie do tego co zostało z dworskiej piwnicy.
Pokręciliśmy się trochę po włościach dawnych właścicieli Sianek i znaleźliśmy przygotowaną przez bobry drogę przez San 🙂
Nie skusiliśmy się jednak na wizytę u naszych sąsiadów i ruszyliśmy dalej do Grobu Hrabiny. Na niewielkiej polance przy płytach nagrobnych Franciszka Stroińskiego i Klary z Kalinowskich Stroińskiej usłyszeliśmy od jednej z turystek historię miłości Klary i Franciszka – prawdziwe bieszczadzkie love story. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ona lwowianka, on właściciel Sianek. Pobrali się i żyli jak w bajce w dworze nad Sanem, aż niespodziewanie niespełna 40-sto letnia Klara zachorowała i zmarła. Franciszek przez kolejne 26 lat codziennie odwiedzał jej mogiłę, na której polecił wyryć inskrypcję „Dla tej, która uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi”.
Sianki – punkt obowiązkowy podczas wędrówki źródeł Sanu
Nasilające się w oddali pomruki burzy kazały nam przyspieszyć kroku. Chcieliśmy koniecznie dotrzeć do kamiennego pomnika wyznaczającego symbolicznie źródła Sanu, bo jego „klepnięcie” miało być przysłowiową wisienką na osiemnastkowym torcie juniora. Zaczęło kropić i unoszące się nisko nad ziemią opary przeszkodziły nam w podziwianiu panoramy ukraińskich Sianek ze szczytu Wierszka (871 m n.p.m.).
Na prawym brzegu rzeki wieś ciągle istnieje. Po polskiej stronie modne przedwojenne letnisko, luksusowy turystyczny przystanek na trasie kolejowej Użhorod-Sambor, całkowicie już zagospodarowała bieszczadzka przyroda.
Symboliczne źródła Sanu
Z punktu widokowego w kwadrans dotarliśmy do obelisku. Potem był już tylko morderczy pęd w dół, by pod zadaszeniem przy Grobie Hrabiny przeczekać burzę, która w końcu nas dopadła.
Tekstem wyjazdu okazało się, rzucone w tym szaleńczym biegu, upomnienie naszego domorosłego fizyka „Mamo, nie stawiaj tak dużych kroków! Czy ty nie wiesz, że napięcie krokowe może człowieka zabić?”. Po burzy, w siąpiącym deszczu wracaliśmy na parking. Tym razem za schronem nad potokiem Negrylow poszliśmy prosto szutrową drogą, co umożliwiło nam oglądnięcie Beniowej „z góry”. Powrót na naszą kwaterę w Wetlinie dostarczył nam sporo emocji za sprawą uszkodzenia podwozia samochodu na drodze z Bukowca do Tarnawy (uwaga na kamienie i resztki starego asfaltu!). Biorąc pod uwagę brak zasięgu oraz coraz mocniej padający deszcz, stres był niemały. Szczęśliwe dotarliśmy jednak do Wetliny i wieczór zakończyliśmy, jak na osiemnastkową imprezę przystało, na pysznej kolacji w Chacie Wędrowca. Zamówiliśmy legendarne naleśniki. Ich rozmiar pokonał nawet uwielbiającego to danie jubilata, który swojego naleśnika kończył kolejnego ranka na śniadanie, gromadząc zapasy energii na kolejną bieszczadzką wycieczkę.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Parking:
Bukowiec. Dojazd drogą szutrową.
Koszt 15 zł, jednorazowo, bez względu na długość postoju (wrzesień 2018).
Przy parkingu znajduje się punkt poboru opłat za wstęp na teren BdPN. Dla rodzin posiadających ogólnopolską kartę dużej rodziny wstęp gratis.
Trasa:
Do strefy źródliskowej Sanu wyruszyliśmy niebieskim szlakiem z parkingu w Bukowcu. UWAGA! Na trasie prowadzone są prace znakarsko-konserwacyjne, w wyniku których zmieniany jest kolor szlaku z niebieskiego na zielony. Opisana trasa zajęła nam około 6 godzin.
Inne:
Ostrożnie z telefonami komórkowymi. „Łapie” ukraińska sieć.