Głównym grzbietem Karkonoszy – część II

Głównym grzbietem Karkonoszy – część II

KARKONOSZE… OD KUCHNI

WOKÓŁ ŚNIEŻKI

DZIEŃ 2

Gdy patrzę wstecz na drugi dzień naszego sudeckiego rajdu mam wrażenie, że rozmył się gdzieś cel naszej włóczęgi. Niby dalej była to wędrówka głównym grzbietem Karkonoszy, ale zdecydowanie bardziej pasuje mi do tego określenie

turystyka gastronomiczna

Śniadanie w Odrodzeniu było full wypas; zakazane na co dzień parówki, gofry z bitą śmietaną (cóż, nie goszczą często na naszym stole), jajeczniczka na masełku i sernik na zimno z jagodami. Nie wiem jak nasi komponują te smaki… Cud, że bez dodatkowych przystanków udało nam się dotrzeć do Domu Śląskiego. A tam poprawka – lody z fryteczkami ( trudne do wyżebrania w warunkach domowych) . Tak wiem, oczywiście sami im to wszystko kupujemy. Ba, jest to jeden z naszych sposobów na zachęcenie ich do szybszego tempa marszu.
Na obiad do Strzechy Akademickiej też pędzili jak na skrzydłach,  że o deserze w Samotni nie wspomnę. Sztuka motywacji? Smak zakazanego owocu?  A może jednak czar Karkonoszy? Hmm, różne są powody, dla których ludzie chodzą  po górach. Ale po kolei..

W stronę najwyższego szczytu Karkonoszy

Pożegnawszy się  z naszym „Ocaleniem”  kontynuowaliśmy wędrówkę głównym grzbietem Karkonoszy. Po troszkę  ostrzejszym podejściu na Mały Szyszak znów rozpoczęła się przyjemna spacerowa trasa. Szliśmy wśród torfowisk, żółknących powoli traw i wrzosów. Bez większych ceregieli minęliśmy Słonecznik. Dzieciaki przyzwyczaiły się chyba do karkonoskich ostańców i nie szturmowały już z takim zapałem każdej większej grupy kamorów.

Skały Słonecznik.

Na dłużej zatrzymały nas za to (po raz kolejny) karkonoskie kotły. Tym razem były to, wycięte w zboczach Smogorni, Kocioł Wielkiego i Małego Stawu. Nie tak spektakularne jak ich śnieżni bracia, ale też  mające w sobie to coś. Plejstoceńskie lodowce górskie odwaliły tu kawał dobrej roboty.

Kocioł Wielkiego Stawu, jeden z piękniejszych widoków Karkonoszy.

Znad Kotła Małego Stawu jak na dłoni było  widać wszystkie trzy punkty, które  mieliśmy tego dnia w planach: najwyższy szczyt Karkonoszy – Śnieżkę, Strzechę Akademicką i Samotnię.

Kocioł Małego Stawu.
Spalona Strażnica -rozejście szlaków

Po rutynowej już zabawie w kotłowych paparazzi potuptaliśmy w stronę  Śnieżki. Po chwili dotarliśmy do rozdroża, którego nazwa rozpaliła naszą ciekawość – Spalona Strażnica. Prawie pewni kryminalnej historii tego miejsca, zaczęliśmy wertować przewodnik. Wyjaśnienie było lakoniczne, ale otwierało pole dla wyobraźni – stała tu strażnica Wojsk Ochrony Pogranicza, która spłonęła w 1950 r. Zaraz posypały się pytania. Ale czemu? A kto to mógł zrobić?! Roztrząsając te kwestie dotarliśmy do Domu Śląskiego. Tam, oprócz wcześniej  wspomnianej konsumpcji, nastąpiła chwila  zwątpienia.

Pod Domem Śląskim.

– Pchać  się  w tę  ciżbę? – pytał Głos Rozsądku.
– Być  tak blisko i nie wejść? – mamrotała Górska Wariatka.
– Znowu pod górę? – pochlipywał, nazwijmy to, Rodzinny Malkontent.
Poszliśmy obiecując sobie solennie, że następnym razem będziemy tu bladym świtem, o zachodzie słońca  lub przynajmniej wyczekamy na moment, gdy nie będzie kursował wyciąg  na Kopę. W tym roku wybraliśmy łagodniejszą, choć nieco dłuższą trasę Drogą  Jubileuszową.

Widok na główny grzbiet Karkonoszy z Drogi Jubileuszowej.
Pod szczytem Śnieżki.
Na szczycie Śnieżki.

Z powrotem do Karpacza

Na Śnieżce zaczęła się już trochę psuć pogoda. Nie rozsiadaliśmy się tam zatem na dłużej, lecz rozpoczęliśmy  odwrót w stronę  Karpacza.

W drodze do Strzechy Akademickiej.
Przy schronisku Strzecha Akademicka.

Pod Strzechę Akademicką podchodziliśmy już  z lekką mżawką, choć nie wskazywała  na to wcale znajdująca się  przy wejściu do schroniska karkonoska stacja pogodowa.

Kamień suchy – sucho
Kamień ciepły – ciepło
Kamień mokry – pada deszcz
Kamień słabo widoczny – mglisto
Kamień gorący – upał
Kamień biały – pada śnieg
Kamień obraca się – wieje wiatr
Kamień odchyla się – wichura
Kamień podskakuje – trzęsienie ziemi
Kamienia nie ma
– złodziej ukradł.
Dzwonić do szeryfa!

Zafascynowała ona nasze dzieci, lecz nie do tego stopnia by zapomniały obiedzie. Pozostając w nurcie turystyki gastronomicznej trzeba uczciwie przyznać, że takich ruskich pierogów  jak tutaj, nie jadłam już dawno. Na deser pomknęliśmy pomiędzy kroplami deszczu do Samotni.

Pod schroniskiem Samotnia.

Tam przy kawie i szarlotce  przeczekaliśmy niepogodę, po czym rozpoczęliśmy zejście do Karpacza. Karkonosze pożegnaliśmy pod staronorweskim kościołem masztowym – słynną świątynią Wang. Przehandlowana przez mieszkańców wioski Vang, po tułaczce przez Berlin i Szczecin dotarł do Karpacza, gdzie rozgościła się na stałe i robi miastu niezłą reklamę 🙂 . Wyczarowane w drewnie symbole chrześcijańskie przeplatają się tu inskrypcjami runicznymi i wikińskimi smokami tworząc niezapomnianą kompozycję. Na przykościelnym cmentarzyku spoczywa m.in. dramaturg Tadeusz Różewicz.

Pod świątynią zakończyliśmy naszą karkonoską wędrówkę. Niezależnie od motywów, dla których każdy z nas wyruszył w góry, było super!

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Nasza trasa. Dzień 1.

Nasza trasa. Dzień 2.

Szlakiem czerwonym: Schronisko Odrodzenie – Pod Małym Szyszakiem – Słonecznik – Kocioł Wielkiego Stawu – Równia pod Śnieżką – Spalona Strażnica – Przełęcz pod Śnieżką – odejście Drogi Jubileuszowej Szlakiem niebieskim: odejście Drogi Jubileuszowej – Droga Jubileuszowa. I znowu czerwonym: Droga Jubileuszowa – Śnieżka –  Droga Jubileuszowa. Szlakiem niebieskim: (pokrywa się fragmentami z czerwonym): Droga Jubileuszowa – odejście Drogi Jubileuszowej –  Przełęcz pod Śnieżką –  Spalona Strażnica – Strzecha Akademicka – Samotnia – Polana w Karkonoszach – Wapniak – Budnicza Struga – Świątynia Wang.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *