Roztocze Wschodnie – rowerem z Lubaczowa do Radruża
FESTIWAL TURYSTYKI ROWEROWEJ „ROZTOCZE BEZ GRANIC”
Gdy wspominaliśmy w rozmowach ze znajomymi, że wybieramy się na Roztocze, za każdym razem słyszeliśmy: „Super! Koniecznie weźcie rowery”. Wzięliśmy, ale przyznam, że początkowo mieliśmy trochę kłopotów z planowaniem wycieczek na dwóch kółkach. Z pomocą przyszedł nam projekt realizowany przez Starostwo Powiatowe w Lubaczowie – Festiwal Turystki Rowerowej „Roztocze bez granic”. Organizatorzy zaproponowali rowerzystom pięć świetnie opracowanych tras. Obfitują w atrakcje przyrodnicze, krajobrazowe i historyczne, prowadzą spokojnymi, dobrze przygotowanymi drogami – nic tylko wsiadać na rower i jechać!
Rowerowe Roztocze: z Lubaczowa do Huty Kryształowej
Udało się nam w całości pokonać trasę nr 3 Roztoczańskiego Rajdu Gwiaździstego; z Lubaczowa do Radruża i z powrotem.
Wystartowaliśmy z Rynku w Lubaczowie. Szybko opuściliśmy miasto i wjechaliśmy w las. Prawie przez całą drogę jechaliśmy pośród lasów, pól lub łąk. I to właśnie podobało się nam (typowym mieszczuchom) najbardziej! Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się przy ciekawych obiektach lub w miejscach, które nam się szczególnie podobały. Wzdłuż całej drogi spotykaliśmy przepiękne motyle. Tylu gatunków na raz jeszcze nigdy nie widziałam!
Na odcinku Lubaczów – Huta Kryształowa, dosłownie co krok, spotykaliśmy przydrożne krzyże lub kapliczki.
Są bardzo urokliwe, a do tego często wiążą się z nimi również ciekawe historie. „Domeczek” na zdjęciu z prawej strony to kapliczka Dopiry. Jan Dopira miał dwoje dzieci, które spierały się o mający im przypaść w spadku majątek. Ojciec sprawiedliwie podzielił ziemię na pół. Na granicy postawił kapliczkę, opierając dodatkowo swój autorytet o wyższą instancję. Czy poskutkowało? Tego podania nie precyzują…
Z kolei na rozdrożu, nieopodal nieistniejącej już dzisiaj wsi Sieniawka, natrafiliśmy na Czerwoną Figurę. Ten, pomalowany na nieco nietypowy kolor, krzyż miał chronić mieszkańców i podróżnych przed złymi mocami, które, jak wiadomo, zazwyczaj czają się na rozstajnych drogach.
Bogata historia Huty Kryształowej
Figury Piotra Guzio w Hucie Kryształowej Krzyż pańszczyźniany w Hucie Kryształowej
I wreszcie krzyż, który zrobił nam mnie chyba największe wrażenie. To, stojący w Hucie Kryształowej, nieopodal figur Chrystusa Zmartwychwstałego i Matki Bożej, kamienny krzyż pańszczyźniany – twardy dowód i potwierdzenie zniesienia pańszczyzny.
Co mnie w nim tak urzekło? Może jego niezwykły kształt? Może inskrypcja w języku, którego nie potrafiłam rozpoznać? A może misterna robota brusiańskich kamieniarzy? Sama nie wiem.
Huta Kryształowa kryje jeszcze wiele innych śladów przeszłości. Nie mieliśmy jednak dostatecznie dużo czasu, by wytropić je wszystkie. Odpuściliśmy ukryte w lesie schrony linii Mołotowa. Nie poszukiwaliśmy również pozostałości po manufakturze luksusowego, barokowego szkła, założonej tutaj na początku XVIII w. przez Adama Mikołaja Sieniawskiego.
Zdecydowaliśmy się jednak nieco zboczyć z trasy, by przejechać przepiękną, dwukilometrową aleją lipową, która prowadziła kiedyś do Smolina – modrzewiowego dworu Andruszewskich, zniszczonego przez UPA w 1944 r.
Green Velo do Radruża
Z Huty Kryształowej chcieliśmy pomknąć wprost do Radruża, gdyż bardzo ciekawił nas znajdujący się tam zespół cerkiewno-obronny. Już od jakiegoś czasu ostrzyliśmy sobie zęby na tę architektoniczną i sakralną perełkę – w końcu na na listę UNESCO trafiają prawdziwe rarytasy! Niestety po drodze pogubiliśmy się… Znaki Green Velo, którym akurat wtedy poruszaliśmy się, mocno zarosły. Przesłoniły je chaszcze i chłopcy, którzy gnali z przodu, nie zauważyli, że trasa skręca. Dobrą godzinę zajęło nam odnalezienie się nawzajem i obranie właściwego kierunku. Za to potem nacisnęliśmy mocniej na pedały i pędząc pośród malowniczych pól dojechaliśmy do Radruża akurat na czas zwiedzania kompleksu.
Perła Roztocza: zespół cerkiewno-obronny w Radrużu
XVI-wieczna, późnogotycka cerkiew p.w. św. Paraskewy została wystawiona w stylu halickim. Choć cała jest z drewna, do jej budowy nie użyto ani jednego gwoździa! Świątynię oraz stojące przy niej dzwonnicę i kostnicę (która ponoć nigdy nie pełniła swojej funkcji, lecz była domem diaka) otacza gruby, obronny mur. Dawał on schronienie mieszkańcom okolicznych wiosek podczas najazdów tatarskich. Dlatego właśnie ten jeden z najstarszych w Polsce zespołów cerkiewnych nazywany był czasem Chłopską Warownią.
Cerkiew otaczają wsparte na słupach „daszki”. Te galeryjki to tzw. soboty, pod którymi przybywający z daleka wierni nocowali i wymieniali ploteczki w oczekiwaniu na niedzielne nabożeństwo.
Soboty w radruskiej cerkwi Dzwonnica przy cerkwi w Radrużu
Spodziewaliśmy się zastać w cerkwi piękny ikonostas, ponieważ jeszcze przed wycieczką doczytaliśmy, że symbolizująca niebo „ściana” wróciła tu po renowacji w muzeum w Łańcucie.
Św. Paraskewa – ikona chramowa Hodogetria – jedna z ikon namiestnych
We wnętrzu świątyni znaleźliśmy jednak również kilka nieznanych nam dotąd osobliwości; przepiękny krzyż procesyjny, krzesło kolatorskie oraz Boży Grób.
Bardzo ciekawie rozwiązano także kwestię akustyki w kościele. Nad chórem skonstruowano specjalny otwór, będąca swego rodzaju pudłem rezonansowym, dzięki któremu mikrofony są w tym wnętrzu niepotrzebne.
Krzyż procesyjny Fragment ławy kolatorskiej Boży Gób
Równie interesujące okazało się otoczenie cerkwi – cmentarze ze przepiękną bruśnieńską kamieniarką oraz nagrobek wójtowej radruskiej Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej, z którym wiąże się mało znana legenda o brance tatarskiej. Nie zapamiętałam jej ze wszystkimi szczegółami w przeciwieństwie do Kuby, któremu teraz oddaję głos.
[Edit: 2020-09-04]
Legenda o brance tatarskiej – opowieść Kuby
Podczas najazdu tatarskiego w 1672 roku mieszkańcy Radruża zamknęli się w cerkwi, jako najlepiej ufortyfikowanym miejscu w okolicy. Tatarzy złupili i spalili wieś, po czym przystąpili do oblężenia cerkwi, chcąc wziąć mieszkańców w niewolę. Wójtowi Eliaszowi udało się jednak wynegocjować, by najeźdźcy zostawili mieszkańców w spokoju, w zamian za najpiękniejszą dziewczynę ze wsi. Kiedy nie było wiadomo, która ma pójść w jasyr, żona wójta, Maria, zgłosiła się dobrowolnie. Tatarzy wzięli ją w niewolę i zgodnie z umową zostawili pozostałych. Uprowadzona Maria została potem sprzedana przez ordyńców handlarzowi niewolników, z którym trafiła do Stambułu. Tam spodobała się wysoko postawionemu tureckiemu dostojnikowi, który kupił ją i pojął za kolejną żonę. Po około dwudziestu latach dostojnik zmarł, a Maria odzyskała wolność. Dostała również na odchodnym drobną część majątku dostojnika w złocie i klejnotach.
Maria postanowiła wrócić w rodzinne strony, co po długiej wędrówce w końcu jej się udało. Kiedy z powrotem przybyła do Radruża, początkowo stary już wójt Eliasz nie poznał jej. Kiedy jednak zorientował się, z kim ma do czynienia, był bardzo zaskoczony, ponieważ nie spodziewał się jej już nigdy zobaczyć.
Ponieważ ówczesne prawo pozwalało po 3 latach uznać osobę zaginioną za zmarłą, wójt po tym czasie opłakał dawną żonę i ożenił się ponownie z Katarzyną. Oprócz dwóch synów, których zostawiła mu Maria, doczekał się jeszcze kilkorga dzieci od Katarzyny. Nowa małżonka Eliasza zmarła na kilka lat przed powrotem Marii do domu.
O dziwo, Maria nie była zazdrosna, a nawet była zadowolona, że jej dwóch synów miało czułą i troskliwą matkę podczas jej nieobecności. Z wdzięczności za swoje kosztowności ufundowała porządną kamienną płytę na grób macochy swoich dzieci. Grób ten do dziś można oglądać przy radruskiej cerkwi.
Taką wersję legendy usłyszeliśmy od przewodnika, inną wersję tej opowieści można znaleźć tutaj.
Jeden z cmentarzy znajduje się za murem cerkwi Nagrobek Katarzyny Dubniewicz
W cerkwi oraz na wystawie, w znajdującym się tuż obok ośrodku obsługi ruchu turystycznego, jak to się mówi, przepadliśmy. Gdy skończyliśmy zwiedzanie było już późne południe. A przed nami był jeszcze Horyniec i droga powrotna!
Przystanek w Horyńcu – Zdroju
Jadąc do słynącego z borowin i wód siarczkowo-siarkowodorowych Horyńca wiedzieliśmy, że nie uda nam się zobaczyć wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Gonił nas już czas. Rzuciliśmy zatem tylko okiem na eklektyczny, przebudowany według projektu Teodora Talowskiego, pałac Ponińskich, w którym mieści się dzisiaj sanatorium „Bajka”.
Wzniesiony przez Leandra Piotra Ponińskiego teatr dworski obejrzeliśmy na szybko, przy okazji wizyty w horynieckiej informacji turystycznej.
Na dłużej zatrzymaliśmy się tylko w pięknym i bardzo zadbanym parku zdrojowym, gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek przed powrotem do Lubaczowa.
Roztocze rowerem: powrót z Horyńca – Zdroju do Lubaczowa
Naszej drodze powrotnej towarzyszył już niestety duży pośpiech. Planując trasę zakładaliśmy, że pokonamy te ponad 50 km w około 4 godziny. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że aż tyle atrakcji czeka nas po drodze. Nie daliśmy rady poświęć każdej z nich tyle czasu, ile byśmy chcieli. W jeden dzień to chyba nie do zrobienia…
Z Horyńca wracaliśmy, przez Wólkę Horyniecką i Podlesie. Początkowo droga wiodła przez las. Tam, wszechobecne wieczorowa porą, komary skutecznie powstrzymywały nas przed postojem. Króciusieńki przystanek przy kapliczce Hubertusa przypłaciliśmy kilkunastoma bąblami 😉 .
Potem wjechaliśmy w teren bardziej zurbanizowany. W Podlesiu największe wrażenie zrobiła na nas ukwiecona malwami „Pastorówka”. Skąd dom pastora na Roztoczu Wschodnim? Ewangelicy pojawili się tu w 1783 r., podczas tzw. kolonizacji józefińskiej na obszarze Galicji Wschodniej. Założyli osadę Reichau i wybudowali własny zbór. Obecnie w „Pastorówce” działa Centrum Edukacyjno – Kulturalne, gdzie zorganizowana jest miedzy innymi wystawa poświęcona kolonizacji niemieckiej na terenie gminy Lubaczów.
Za Podlesiem, najpierw poczuliśmy, a potem zobaczyliśmy znajdującą się w oddali kopalnię siarki Basznia II. Nie podjeżdżaliśmy jednak, by się jej bliżej przyjrzeć, lecz kierowaliśmy się w stronę Kresowej Osady w Baszni Dolnej. Niestety dotarliśmy tam za późno, by zwiedzić Galerię Lokalnej Historii.
Nie pozostało nam zatem nic innego, jak zmierzać w stronę Lubaczowa, do którego wjeżdżaliśmy z pierwszymi promieniami zachodzącego słońca.
Tu, pełni wrażeń i niedosytu zrazem, zakończyliśmy naszą „pętelkę”. Na Roztocze Wschodnie wrócimy z całą pewnością!
Więcej opisów naszych wycieczek po ROZTOCZU znajdziecie tu.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Opłaty
Całą trasę można pokonać bez żadnych opłat, wszystkie niezbędne informacje o trasie umieszczone są na stronie festiwalu.
Jeżeli chcemy zarejestrować się jako uczestnicy festiwalu, wnosimy opłatę startową w wysokości 50 PLN. W zamian otrzymujemy pakiet startowy (plecak, koszulka, bidon, saszetka, mapa) oraz możliwość udziału w konkursach organizowanych w ramach festiwalu.
Płatne atrakcje na trasie:
Wstęp i i zwiedzanie z przewodnikiem cerkwi w Radrużu >>>
Oferta Kresowej Osady w Baszni Dolnej >>>
UWAGA NA UKRAIŃSKI ROAMING!
Na Roztoczu Wschodnim, często jesteśmy przechwytywani przez ukraińską sieć komórkową. Rozmowy, sms i transmisja danych mogą nas wtedy słono kosztować. Warto wyłączyć roaming danych lub zablokować automatyczny wybór operatora.
Trasa
Lubaczów – Młodów – Karolówka – Borowa Góra – Huta Kryształowa – Radruż – Horyniec Zdrój – Wólka Horyniecka – Podlesie – Basznia Górna – Basznia Dolna – Antoniki – Bałaje – Lubaczów.
Ciekawe artykuły
Na szlakach dziedzictwa Jana III Sobieskiego >>>
Mała architektura sakralna Roztocza i ziemi lubaczowskiej >>>
Trasy turystyczne gmin Lubaczów i Horyniec-Zdrój >>>