Salatyn i Brestowa czyli Tatry dla tych, co nie lubią długich podejść
RELACJA KUBY Z WYPRAWY W TATRY ORAWSKIE
Takie czasy, że covidowa, przymusowa izolacja przytrafiła się nam już w pierwszym tygodniu szkoły. Po jej zakończeniu dosłownie wypruliśmy z domu. Gdzie? Tym razem w Tatry Orawskie, na Salatyn! Tę wycieczkę po raz kolejny relacjonuje Kuba. Wygląda na to, że zaczyna się on specjalizować w reportażach z naszych tatrzańskich szlaków. Tak trzymaj Synu!
Kierunek Salatyn!
Po tygodniowej, przymusowej kwarantannie nie było chyba nic przyjemniejszego od wycieczki w góry. Tym razem zdecydowaliśmy się na Tatry Słowackie. Naszym celem były Salatyny. A konkretnie zamierzaliśmy, przez Przedni Salatyn, Brestową i Skrajną Salatyńską Przełęcz, dotrzeć na Salatyński Wierch.
Odrobina górskiego lenistwa…
Zaparkowaliśmy na parkingu Pod Spálenou i przyznamy się (choć żaden to powód do dumy), że dużą część drogi na Przedni Salatyn pokonaliśmy na kanapie kolejki linowej Roháče-Spálená.
Ten wyciąg narciarski, poza sezonem zimowym, przewozi miłośników górskich wycieczek, którym nie chce się mozolnie zdobywać wysokości 🙂 . Tego poranka i my zdecydowaliśmy dołączyć do grona tych leniuchów i zygzakowate podejście na Przedni Salatyn zaczęliśmy przy górnej stacji kolejki. Ścieżka jest pełna luźnych kamieni, więc nie śpieszyliśmy się, aby nie wywołać małej lawiny.
Przedni Salatyn do złudzenia przypominał bieszczadzką połoninę, ale w mniejszej skali.
Szczyt pokrywała trawa, o tej porze roku już żółta. Aż kusiło, by się na niej położyć, ale postanowiliśmy, że na dłuższy odpoczynek zatrzymamy się nieco później .
Brestowa
Nie zwlekając, krótkim, ale nieco stromym podejściem doszliśmy na Brestową.
To dobry punkt, by zjeść jakiś prowiant i napić się wody przed atakiem na wyższy Salatyn. Pełni mniej więcej taką funkcję, jak Rakoń przed Wołowcem. Część naszej ekipy, która nie paliła się do dalszej wędrówki, rozłożyła się tu na drzemkę, a mocna grupa Mum&Sons ruszyła dalej.
Salatyn vel Salatyński Wierch
Najpierw czekało nas skaliste zejście na Skrajną Salatyńską Przełęcz. Nie była to co prawda pionowa ściana, ale było tam na tyle pochyło, że nie można było zbiec prędko ze szczytu.
Na przełęczy odpoczęliśmy chwilę, po czym zaczęliśmy piąć się znowu do góry na Salatyn. Może nie było tu tak ostro jak na Wołowcu, ale pod nogami walało się całkiem sporo luźnych kamieni, co trochę utrudniało wspinaczkę. Ale nam nie straszne takie przeszkody, więc uparcie szliśmy dalej, najwyżej co jakiś czas przystając, aby złapać oddech.
Po jakiejś pół godzinie weszliśmy wreszcie na grzbiet Salatyna! Rozciągał się stąd piękny widok na wszystkie szczyty dookoła, a nawet na leżące w sporej odległości jezioro – Liptowską Marę.
Ale w końcu z dwutysięcznego szczytu powinien być dobry widok! Przepaści wyglądały stąd na głębsze, granie na bardziej wyniosłe, a wszystko co było dalej, zlewało się w drobną mozaikę gdzieś na horyzoncie.
Gdzie ten szczyt?
Szczyt Salatyna okazał się dosyć płaski i bardzo rozległy. Jeszcze bardziej niż wcześniej mijane grzbiety przypominał bieszczadką połoninę. Trudno nam było „na oko” określić, w którym miejscu znajduje się jego najwyższy punkt. O tej porze roku porastająca go trawa była już w odcieniach brązu i żółci. Szukając kulminacji poszliśmy wydeptaną w niej ścieżką. Po chwili mój brat stwierdził, że jego zdaniem, to już jesteśmy na szczycie i on nie idzie dalej – woli umościć się na skalnym występie, zamiast leźć i szukać tabliczki oznaczającej wierzchołek. Prawdopodobnie miał rację… Bo tabliczki oznaczającej szczyt Salatyńskiego Wierchu znaleźć nam się nie udało.
Poszliśmy jeszcze z mamą kawałek dalej przez Pośrednią Salatyńską Przełęcz na Małego Salatyna, tu tabliczka już była 🙂 . Zrobiliśmy sobie nawet przy niej pamiątkowe zdjęcia. Rozważaliśmy przez chwilę, czy nie podejść jeszcze choć kawałek w stronę Skrzyniarek, ale nie chcieliśmy (zanadto) wystawiać na próbę cierpliwości reszty rodziny.
Powrót po własnych śladach
Najpierw zgarnęliśmy brata relaksującego się na skałce z przepięknym widokiem na Dolinę Salatyńską. Następnie, po przejściu przez przełęcz, wróciliśmy do ojca i siostry, którzy zdążyli się już przedrzemać i wygrzewali się w słońcu na Brestowej.
Zjedliśmy jeszcze resztki prowiantu i zaczęliśmy schodzić w dół, przy okazji rozmawiając na różne tematy. Po drodze, w niektórych miejscach trzeba było szczególnie uważać na skalne odłamki pod nogami, zwłaszcza w połączeniu z dosyć dużym nachyleniem terenu.
Na szczęście nikt się nie poślizgnął i bezpiecznie doszliśmy do górnej stacji wyciągu. Potem zostało już tylko zjechać na dół i wracać do domu. To była bardzo ciekawa wycieczka!
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Dojazd
Zakopianką z Krakowa do Rabki. Dalej drogą E77 przez Jabłonkę na przejście graniczne w Chyżnem. Po słowackiej stronie najpierw drogą nr 59 przez Trzcianę, Twardoszyn i Niżną, do Podbiela. Potem drogą nr 584 na Zuberzec. Tu należy szukać drogowskazów do Doliny Spalonej lub do stacji narciarskiej Roháče-Spálená .
Parking
Na terenie ośrodka narciarskiego Roháče-Spálená znajduje się ogromy parking. Cena całodziennego postoju to 3 euro (wrzesień 2020).
Opłaty
Cenny biletów na wyciąg znajdziecie tu.
Jadąc w Tatry Słowackie warto pomyśleć o ubezpieczeniu obejmującym koszty akcji ratowniczej i poszukiwawczej.
Trasa
Salatínska dolina, lanovka – Predný Salatín, hrebeň
Predný Salatín, hrebeň – Brestová
Brestová – Salatín – Brestová
Brestová – Predný Salatín, hrebeň
Predný Salatín, hrebeň – Salatínska dolina, lanovka
6 Replies to “Salatyn i Brestowa czyli Tatry dla tych, co nie lubią długich podejść”
Witam stronka by dowiedzieć się ile kosztuje wyciąg krzesełkowy nie działa gdzie mogłabym to sprawdzić?
Link jest już zaktualizowany. Podaję go także poniżej:
https://www.rohacespalena.sk/cennik-listkov/
Super dziękuję ! Wybieramy się tam z 6 latka więc chcemy trochę sobie ułatwić 😉 pozdrawiam
Korzystając z wyciągu można sobie oszczędzić jakieś 450 metrów podejścia :).
Warto pamiętać, że słowacka infrastruktura działa zazwyczaj krócej niż polska i sprawdzić godziny pracy wyciągu.
Oczywiście na na szczyt salatyn ale choć troszkę wyżej 😉
Wyżej to już w miarę możliwości dziecka, rodzica i warunków :).
Najważniejsze żeby było bezpiecznie.