Trzydniowiański Wierch – oko w oko z halnym
JESIENNE TATRY ZACHODNIE
Bardzo się cieszymy, że po przerwie wymuszonej lock downem Koło Turystyczne w szkole naszej córki wznowiło działalność. Odbyliśmy już niejedną fantastyczną wycieczkę z wędrującymi, szkolnymi rodzinami i bardzo nam tych wspólnych wyjść brakowało. Celem reaktywizacyjnej wyprawy był Trzydniowiański Wierch (1758 m n.p.m). Choć niezbyt wysoki, bezpieczny i bez trudności technicznych, udzielił nam jednak lekcji górskiej pokory…
Iść czy nie iść?
Kolejny już raz w tym sezonie rozpoczęliśmy wycieczkę na Siwej Polanie. Tym razem jednak, mając na względzie siły młodszych turystów, zdecydowaliśmy się na pokonanie początkowego fragmentu szlaku (do Polany Huciska) kolejką turystyczną Rakoń. Skróciliśmy tym samym trasę o około 3,5 km i zaoszczędziliśmy jakąś godzinę marszu. Z Hucisk, których nazwa przypomina o górniczej przeszłości Tatr, raźnym krokiem ruszyliśmy w stronę Polany Trzydniówka, gdzie rozpoczyna się czerwony szlak prowadzący na Trzydniowiański Wierch przez żleb Krowiniec.
Gdy wspięliśmy się trochę ponad dno Doliny Chochołowskiej, na nieosłoniętym terenie uderzyły w nas naprawdę mocne podmuchy, zapowiadanego w prognozach, halnego. Nastała chwila konsternacji, bo wchodzenie na grań z dziećmi w takich warunkach pogodowych nie byłoby rozsądne. Zdecydowaliśmy wtedy o podzieleniu się na dwie grupy. Ostatecznie do ataku szczytowego przystąpiła dziewięcioosobowa, starsza i bardzie „masywna” grupa (żartobliwie, dolny limit wagi ustalono na 50 kg). Pozostali wyszli jej na spotkanie od strony Doliny Jarząbczej.
Jednak idziemy na Trzydniowiański Wierch
Mimo moich początkowych oporów, Kubie i Jankowi udało się namówić mnie na dołączenie do grupy szturmującej Trzydniowiański Wierch. Umówiliśmy się jednak, że jeżeli będzie bardzo wiało zawrócimy i nie damy się ponieść emocjom.
Gdy po stromym, ale niezbyt długim podejściu przez Kulawiec, dotarliśmy do piętra kosówki, okazało się, że owszem mocno wieje, ale nie jest aż tak źle, jak się spodziewaliśmy.
Mocniejsze podmuchy przeczekiwaliśmy „w kucki” i w ten sposób dotarliśmy na szczyt.
Na szczycie Trzydniowiańskiego
Zrobiliśmy szybkie pamiątkowe zdjęcie i przycupnęliśmy w rowie grzbietowym, który dosyć skutecznie chronił nas przed podmuchami wiatru.
Mimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych nie sposób było nie zachwycić się widokami rozciągającymi się ze szczytu. Położenie wierzchołków Trzydniowiańskiego Wierchu nieco na uboczu, na końcu bocznej odnogi głównej grani Tatr, zapewnia wspaniałą i szeroką panoramę.
Bardzo się cieszyłam, że chłopcy nakłonili mnie do zdobycia tego szczytu.
Do dalszej wędrówki zapraszały, mocno już porudziałe o tej porze roku, stoki Czubiku i Kończystego Wierchu. Pomyślimy kiedyś na pewno o tej trasie, ale przy zdecydowanie mniej wietrznej pogodzie.
Szlakiem papieskim na Polanę Chochołowską
Po krótkim odpoczynku kontynuowaliśmy wędrówkę czerwonym szlakiem w kierunku Doliny Jarząbczej. Schodząc spieszyliśmy się, by jak najszybciej schować się w lesie, gdzie wiatr był mniej dokuczliwy.
W okolicach Jarząbczych Szałasisk, do czerwonego szlaku, którym schodziliśmy, dołączył szlak w kolorze żółtym. To pierwszy, wytyczony w polskich górach, szlak papieski. Rozpoczyna się w miejscu, do którego dotarł Jan Paweł II podczas krótkiej górskiej wycieczki, jaką odbył ze schroniska na Polanie Chochołowskiej, ostatniego dnia swojej drugiej pielgrzymki do Polski, jeszcze w stanie wojennym (ciekawe informacje na ten temat można przeczytać tu i tu). Dziś w tym miejscu stoi krzyż oraz pamiątkowy kamień.
Tym dwukolorowym, czerwonym i żółtym szlakiem doszliśmy aż do Polany Chochołowskiej.
Tłumek w schronisku skutecznie powstrzymał nas od przekroczenia jego progu. Rozłożyliśmy się zatem z piknikiem przy szałasach pasterskich. A przed drogą powrotną podeszliśmy jeszcze do kaplicy św. Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej. Wstyd się przyznać, ale do tej pory tam nie zaglądaliśmy. Zawsze spieszyło nam się gdzieś wyżej albo z powrotem do domu i odkładaliśmy to na następny raz. I to był ten właśnie raz 🙂 . Kaplica została wzniesiona na potrzeby serialu Janosik. To właśnie przed nią oraz w zabytkowym, drewnianym kościele w Dębnie Podhalańskim kręcono sceny ślubu słynnego, słowackiego harnasia. Z tego powodu nazywana jest także Kapliczką Maryny i Janosika. Po zakończeniu filmowej kariery kościołek został poświęcony i obecnie w sezonie letnim odprawiane są w nim msze.
Wycieczkę zakończyliśmy spacerem spod kaplicy na Polanę Huciska oraz ponowną przejażdżką kolejką turystyczną Rakoń – tym razem w odwrotnym kierunku, na Siwą Polanę.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Dojazd
Zakopianką z Krakowa do Zakopanego i dalej drogą 958 przez Gronik, Nędzówkę i Kiry, na Siwą Polanę, przy wylocie Doliny Chochołowskiej.
Możliwy jest także dojazd od strony Chochołowa.
Parking
Na Siwej Polanie znajduje się kilka parkingów. Zaparkowaliśmy na ostatnim, tuż przy kasie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Cena całodziennego postoju to 15 PLN (październik 2020). To o 5 PLN więcej niż zapłaciliśmy w czerwcu stając na parkingu nieco bardziej oddalonym od wejścia na teren TPN.
Opłaty
Punkt poboru opłat za wstęp do TPN znajduje się u wylotu Doliny Chochołowskiej, na Siwej Polanie. Cennik dostępny jest tu. Dla rodzin posiadających ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny wstęp gratis.
Przejazd kolejką Rakoń w jedną stronę to koszt 7 PLN. Kolejka kursuje na trasie Siwa Polana – Polana Huciska – Siwa Polana od 9.00 do 17.30 (październik 2020).
Trasa
Huciska – Dolina Dudowa – Starorobociańska Dolina – Trzydniówka
Trzydniówka – Trzydniowiański Wierch – Dolina Jarząbcza – Polana Chochołowska
Polana Chochołowska – Kaplica św. Jana Chrzciciela – Polana Chochołowska
Polana Chochołowska – Trzydniówka – Starorobociańska Dolina – Dolina Dudowa – Huciska